czwartek, 9 stycznia 2014

O zabobonach i nie tylko.


Cokolwiek by rzec o uprawie roślin, nie ma wątpliwości, iż jest ona satysfakcjonująca gdy widzimy jej pozytywne efekty. Kiedy efektów nie ma, bardzo szybko przychodzi rozczarowanie, a tuż za nim przybiega w pośpiechu, zdyszane jak koń po westernie, zniechęcenie. Nikt nie lubi tego typu uczuć. 

Po co więc narażać się na nie? Nadzieja na sukces i satysfakcję jest dużo silniejsza. Dlatego podejmujemy trudy zdobycia upragnionego celu po wielokroć, gdy tylko zniechęcenie i rozczarowanie zostawiamy za sobą zmierzając do przodu. Jednak ile razy można się borykać z jednym i tym samym? Z doświadczenia wiem, że wiele.

Na pewno po wielokroć spotkaliśmy się z twierdzeniem, że uprawa roślin jest zarezerwowana dla wybranych. Że to nie jest hobby dla każdego, potrzeba zamiłowania, a może nie tak zamiłowania jak... ręki. Cokolwiek autor takowego stwierdzenia miał na myśli.

Uprawa roślin obłożona jest wieloma mitami i zabobonnymi przesądami. Podobnie jak z resztą wiele innych wymiarów ludzkiej egzystencji. Czy warto im wierzyć? Osobiście stwierdzam, że nie! Uprawa roślin jest tak samo prosta jak upieczenie placka. Pod warunkiem, że ma się pojęcie, co się robi.

Acalypha hispida Burm.f.

Kluczem do sukcesu zarówno w kuchni jak i w doniczce na parapecie jest wiedza. Bez niej trudno liczyć na powodzenie. Oczywiście są osoby, którym przyswajanie wiedzy z danej dziedziny przychodzi łatwo, nie muszą się bardzo przy tym wysilać. Pokusić by się nawet można o stwierdzenie, że to co niektórzy tłuką do głowy młotkiem, dla innych jest oczywiste. Nie znaczy to bynajmniej, że ktoś, kto żywi pasję, nie posiądzie odpowiedniej wiedzy, tylko dlatego, że jego wyobraźnia zdobyte wiadomości przenosi trochę gorzej na grunt praktyki. Jeśli czegoś nie chwyta się "w lot", chwyta się to w przeciągu dłuższej chwili. 

A więc, żadnych cudownych rąk nie potrzeba, ani nawet cudownej wody z Lichenia. Nie są też wymagane ręce, które leczą. Potrzeba jedynie przeciętnych rąk, najlepiej w ochronnych rękawicach, no i sprawnych rzecz jasna.

Mitem jest również to, że hodowla kwiatków jest domeną kobiet. Tak samo, jak twierdzenie, jakoby w kuchni lepiej sprawdzała się płeć piękna. Jest rzeczą oczywistą, iż płeć nie ma znaczenia. Liczy się intelekt i osobowość. Tak jak przy kuchennych garach tłuką się z powodzeniem i mężczyźni, i kobiety, tak samo z powodzeniem obie płcie radzą sobie w ryciu ziemi. Podobnie jak u dzików.

Dla ciekawostki wspomnę, iż w Górach Asir, na pograniczu jemeńsko-saudyjskim, żyje specyficzna kultura arabska, u której to właśnie mężczyźni uprawiają (w naprawdę ekstremalnych, pustynnych warunkach) kwiaty, by później zdobić nimi swoje głowy, wijąc wianki bądź wczepiając je tu i ówdzie. Co kraj to obyczaj-jak się zwykło mawiać. Nie dajmy się więc zwieść pozorom i podchodźmy do naszych zadań z żywą wyobraźnią i bladym pojęciem nauki. Nigdy zaś w omamach zabobonu.

Kiedy już się otrzepaliśmy z kurzu przesądów, należy odszukać miejsce, gdzie popełniliśmy błąd. Najczęściej tym punktem jest chwila, gdy usiłujemy zmusić roślinę, aby rosła tam, gdzie nam się podoba, bez względu na jej zdolności przystosowawcze. Problem jednak jest taki, że to my przynosimy żywy twór w nasze progi, a nie on sam z radością w nie wstępuje. 

Każdą przygodę z żywą rośliną należy więc zacząć od początku. W pierwszej kolejności trzeba się zastanowić jakie warunki posiadamy, a jakie możemy jeszcze stworzyć. Następnie, chcąc nie chcąc, musimy zapoznać się z wymaganiami roślin co do zapotrzebowania na światło, wodę, temperaturę i dopiero w tedy można spróbować ocenić o tym, jakie rośliny będą miały szansę na przeżycie i rozwój w stworzonych przez nas warunkach. Po rozeznaniu się w sytuacji, podejmujemy decyzję o zakupie (chyba, że ktoś nie szanuje swojej pracy i swych pieniędzy-co niestety często pasjonatów dotyczy).

Dla przykładu przytoczę tu... orzech kokosowy. A dokładniej Cocos nucifera-dość często oferowany w  marketach w postaci okazałej palmy w doniczce. To co kusi nas do zakupu, to jej niekwestionowane piękno i przystępna cena, rzędu około 20 złotych. Powinniśmy jednak zdawać sobie sprawę, że nie ma najmniejszych szans na powodzenie uprawy tej rośliny w Polsce. Nawet w warunkach szklarniowych. Niestety, temperatura, w jakiej rozpoczyna się powolne zamieranie rośliny to 24 stopnie C. Dlaczego? Jeśli kupimy olej kokosowy w sklepie ze zdrową żywnością, to przeczytamy tam, iż temperatura topnienia produktu wynosi 25 stopni Celsjusza. Skoro tak, w każdej niższej temperaturze olej zastyga. Nie możliwa jest więc jego cyrkulacja w roślinie. Co za tym idzie, roślina musi obumrzeć. Drugi powód to wilgotność powietrza. Kokos występuje w obszarach przybrzeżnych, wymaga więc bardzo wysokiej wilgotności powietrza-około 90%. Ostatni powód to światło. Palma kokosowa wymaga silnego natężenia świetlnego, ponieważ pochodzi z obszarów międzyzwrotnikowych. W Polsce, nawet w czasie letniego przesilenia słonecznego nie możemy liczyć na takie natężenie światła, jakie notuje się na zwrotnikach. To też  w skrajnie sprzyjających warunkach kokos może przeżyć nam kilka miesięcy, o ile utrzymamy wysoką temperaturę, by roślina mogła czerpać substancje odżywcze z nasiona. Sama nigdy ich nie wytworzy.

Tak więc, by nie zniechęcały nas zbyt częste niepowodzenia, przystępujmy do uprawy z głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz